poniedziałek, 4 stycznia 2010

Gdzie mieszkasz…?

"Dwaj uczniowie usłyszeli, jak Jan Chrzciciel mówił "Oto Baranek Boży", i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: Czego szukacie? Oni powiedzieli do Niego: Rabbi, Nauczycielu - gdzie mieszkasz? Odpowiedział im: Chodźcie, a zobaczycie. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra."

A kim był ów drugi uczeń? To św. Jan, autor tego ewangelicznego zapisu. Był jednym z tych dwóch młodych ludzi, którzy spotkali Jezusa, poszli za Nim. Wiele, wiele lat minęło od tamtego spotkania do chwili, gdy Jan wziął pióro i pergamin, by zapisać to czego doświadczył, czego był świadkiem. Tak wiele lat… a jednak nawet godzinę zapamiętał. Zapamiętał, że było około godziny dziesiątej, gdy spotkał miłość swojego życia.

Siedział wpatrzony w swego nauczyciela, wielkiego proroka Jana Chrzciciela, wsłuchany w jego słowa. Słowa budzące w nim głęboką tęsknotę, powodujące jakiś niepokój w sercu, jakiś głód... Słuchał słów pełnych ognia, patrzył na pełną pasji twarz swego mistrza, gdy nagle cały świat jakby się zatrzymał: "oto Baranek Boży" – powiedział mistrz, wskazując nagle na przechodzącą obok Postać. I tęsknota wybuchła z ogromną siłą, głód tak wielki, że Jan zerwał się z miejsca i poszedł za wskazanym przez Chrzciciela Człowiekiem. I szedł tak, jak głupiec, nie wiedząc co mógłby zrobić innego, bojąc się by Mistrza nie zgubić. Krok w krok. Szedł zawstydzony, zastanawiając się, jak to się skończy. Zapytać Go o coś? Odezwać się? "Czego szukacie?" – zapytał Jezus. "gdzie mieszkasz Nauczycielu", zapytał Jan. Zapytał, i zawstydził się tych słów. Jak mógł zadać tak głupie pytanie? Jak mógł tak odezwać się do Mistrza? Ale przecież tego właśnie pragnął, zostać z Nim na zawsze. Nie odrywać od Niego swoich zakochanych oczu, nie dopuścić by uszy uroniły choć jedno słowo, przytulić się do Niego, wsłuchać się w bicie Jego serca, spocząć na Jego piersi… Tego właśnie pragnął, od zawsze. Teraz to zrozumiał. Było około godziny dziesiątej, gdy Jan spotkał miłość swojego życia. Gdy jego życie nabrało sensu. O tej właśnie godzinie Jan odnalazł szczęście. Poszedł, zobaczył, gdzie mieszka, pozostał u Niego.

To właśnie znaczy być chrześcijaninem. Tym właśnie jest nasza religia – zakochaniem się. Jest zamieszkaniem w domu Ukochanego. Jest szczęściem.

Jesteś szczęśliwy? Znalazłeś już to najprawdziwsze, najbardziej autentyczne szczęcie i miłość? Jeśli nie, to może znajdź swojego Jana Chrzciciela, który ci tę Miłość wskaże. I nie wahaj się, gdy ujrzysz przechodzącego Mistrza. Pobiegnij za Nim, nawet jeśli wyda ci się to takie naiwne i głupie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz