czwartek, 7 stycznia 2010

Imię Jezusa

"O co prosić będziemy, otrzymamy od Niego, ponieważ zachowujemy Jego przykazania i czynimy to, co się Jemu podoba."
A cóż to za przykazanie, które otwiera uszy i serce Boga? Cóż to za przykazanie, którego wypełnienie nie pozwoli Bogu nas zawieść w naszych prośbach?
Jedno jest takie: "abyśmy wierzyli w imię Jego Syna, Jezusa Chrystusa". Wierzyć w Imię Jezusa. Jehoszua, Bóg jest zbawieniem. Wierzyć, że to Imię głosi prawdę.

Tak często walczymy, planujemy, ustalamy naszą przyszłość… Szukamy sposobów na pokonanie naszej słabości, albo zła tego świata. Tak wiele robimy, tak bardzo się staramy. Pełni dobrych chęci i pragnień - zbawiciele świata i samych siebie. Jehoszua, Bóg jest zbawieniem. Nie ja. On to wszystko potrafi poukładać, On ma moc, nie ja. Uwierzyć w to, to początek drogi Ewangelii. Oddać się Jego mocy, zaufać Mu, to zyskać pokój serca. Pokój, który pozwoli Bogu działać, a człowiekowi kochać.

Tak wiele próbowałeś zrobić, tak wiele chciałeś zdziałać… Co zyskałeś? Rozczarowanie, ból, niepokój serca.
Zaufaj. Pozwól Jemu działać.

Trzech Króli

Mieli tylko stare podania, legendy… Mieli serca pełne tęsknoty za czymś pięknym i prawdziwym. Tak niewiele rozumieli, tak niewiele wiedzieli, mimo że nazywani byli mędrcami. Cała ich mądrość to tylko te stare podania, proroctwa – i marzenia. I odwaga, szaleńcza odwaga, by swe marzenia dogonić, by ich dotknąć.

Nie zastanawiali się więc, gdy ujrzeli na niebie Gwiazdę. Tę właśnie gwiazdę, jak wierzyli. I choć nie mieli dowodów, choć nie znali drogi, choć nic nie było pewne, opuścili swe wygodne domy, swoje poukładane żywoty – i wyruszyli za Gwiazdą. Ufając jej blaskowi, zawierzając głosowi serca, wyruszyli w nieznane. Niech marzenia staną się rzeczywistością, niech Słowo stanie się Ciałem!

Oto tajemnica Bożego Narodzenia, oto tajemnica chrześcijaństwa: Bóg opuścił niebo by spotkać się z człowiekiem. Lecz nie doszedł Bóg do końca drogi, spoczął spokojnie i leży. Czeka. A Gwiazda lśni nad Jego żłóbkiem. Bóg przeszedł już swoją część drogi, teraz kolej na ciebie. Poszukaj marzeń i tęsknoty w swym sercu, na pewno tam jest. Spójrz w niebo – i ruszaj w drogę! Szukaj swego Boga, szukaj miłości swego życia, szukaj swego szczęścia.

Ile jesteś w stanie zrobić, by Go odnaleźć? Marzysz o Nim, pragniesz Go – taka jest prawda, takimi nas przecież stworzył, tęskniącymi za Nim. Zaczniesz Go szukać? Miłość to przecież relacja dwóch osób. On już opuścił dla ciebie niebo, zszedł na ziemię. Teraz kolej na ciebie. Trzeba się wspiąć w stronę nieba!

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Gdzie mieszkasz…?

"Dwaj uczniowie usłyszeli, jak Jan Chrzciciel mówił "Oto Baranek Boży", i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: Czego szukacie? Oni powiedzieli do Niego: Rabbi, Nauczycielu - gdzie mieszkasz? Odpowiedział im: Chodźcie, a zobaczycie. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra."

A kim był ów drugi uczeń? To św. Jan, autor tego ewangelicznego zapisu. Był jednym z tych dwóch młodych ludzi, którzy spotkali Jezusa, poszli za Nim. Wiele, wiele lat minęło od tamtego spotkania do chwili, gdy Jan wziął pióro i pergamin, by zapisać to czego doświadczył, czego był świadkiem. Tak wiele lat… a jednak nawet godzinę zapamiętał. Zapamiętał, że było około godziny dziesiątej, gdy spotkał miłość swojego życia.

Siedział wpatrzony w swego nauczyciela, wielkiego proroka Jana Chrzciciela, wsłuchany w jego słowa. Słowa budzące w nim głęboką tęsknotę, powodujące jakiś niepokój w sercu, jakiś głód... Słuchał słów pełnych ognia, patrzył na pełną pasji twarz swego mistrza, gdy nagle cały świat jakby się zatrzymał: "oto Baranek Boży" – powiedział mistrz, wskazując nagle na przechodzącą obok Postać. I tęsknota wybuchła z ogromną siłą, głód tak wielki, że Jan zerwał się z miejsca i poszedł za wskazanym przez Chrzciciela Człowiekiem. I szedł tak, jak głupiec, nie wiedząc co mógłby zrobić innego, bojąc się by Mistrza nie zgubić. Krok w krok. Szedł zawstydzony, zastanawiając się, jak to się skończy. Zapytać Go o coś? Odezwać się? "Czego szukacie?" – zapytał Jezus. "gdzie mieszkasz Nauczycielu", zapytał Jan. Zapytał, i zawstydził się tych słów. Jak mógł zadać tak głupie pytanie? Jak mógł tak odezwać się do Mistrza? Ale przecież tego właśnie pragnął, zostać z Nim na zawsze. Nie odrywać od Niego swoich zakochanych oczu, nie dopuścić by uszy uroniły choć jedno słowo, przytulić się do Niego, wsłuchać się w bicie Jego serca, spocząć na Jego piersi… Tego właśnie pragnął, od zawsze. Teraz to zrozumiał. Było około godziny dziesiątej, gdy Jan spotkał miłość swojego życia. Gdy jego życie nabrało sensu. O tej właśnie godzinie Jan odnalazł szczęście. Poszedł, zobaczył, gdzie mieszka, pozostał u Niego.

To właśnie znaczy być chrześcijaninem. Tym właśnie jest nasza religia – zakochaniem się. Jest zamieszkaniem w domu Ukochanego. Jest szczęściem.

Jesteś szczęśliwy? Znalazłeś już to najprawdziwsze, najbardziej autentyczne szczęcie i miłość? Jeśli nie, to może znajdź swojego Jana Chrzciciela, który ci tę Miłość wskaże. I nie wahaj się, gdy ujrzysz przechodzącego Mistrza. Pobiegnij za Nim, nawet jeśli wyda ci się to takie naiwne i głupie…