środa, 2 grudnia 2009

Pan mym Pasterzem

"Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze. Na to rzekli Mu uczniowie: Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo? Jezus zapytał ich: Ile macie chlebów? Odpowiedzieli: Siedem i parę rybek. Polecił ludowi usiąść na ziemi…"

To przecież takie proste. On naprawdę nas kocha, Jemu naprawdę na nas zależy. I może uczynić cud. Czemu więc tak ciężko ci żyć? Czemu słabniesz w drodze? Jesteś głodny? Brak sił?

Usiądź więc. Tak jak kazał. Posłuchaj Jego polecenia, zamiast w swojej mądrości szukać po swojemu. Zrób co ci każe Pan. Tak po prostu, bez mędrkowania, że to chyba się nie uda, że to głupie. Rób co każe Pan.

poniedziałek, 30 listopada 2009

Św. Andrzej

"Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim."

Wystarczyło jedno słowo Jezusa, by zostawili wszystko co do tej pory stanowiło treść ich życia. Wystarczyło jedno spojrzenie w Jego oczy, by zapomnieć o wszystkim. Wystarczyło jedno spotkanie, by tylko On był ważny.

Jedno.

Czy Andrzej wspominał później jeszcze kiedyś swoje sieci? Czy wracał myślami do dawnego życia? Pewnie tak. Andrzej, zanim spotkał Jezusa, miał swoje życie. Zanim spotkał Jezusa, to życie musiało mu wystarczać, i jakoś wystarczało. Było zwyczajne, ale jego. Ale kiedy już za Nim poszedł, kiedy już go spotkał, zrozumiał że niewiele było warte. Że było płytkie, puste, głupie, pozbawione sensu i smaku. Miłość Jezusa była prawdziwym szczęściem.

Trzy lata takiego szczęścia, potem krzyż, Golgota… Pan zniknął z jego życia. On uciekł, a Pan umarł.

Andrzej wrócił do swojej łodzi, do swoich sieci. Cóż miał zresztą zrobić, gdzie miał pójść. Powróciło życie sprzed Spotkania. Ale już nie wystarczało. Nie mogło wystarczyć, bo były wspomnienia. Bo było doświadczenie szczęścia, tego prawdziwego, głębokiego. Była świadomość, że kiedyś dni miały sens i cel. Choć życie w łodzi tyle lat wystarczało, teraz już wystarczyć nie może.

Pomyśl, spróbuj sobie wyobrazić, co poczuł Andrzej, gdy ze swojej łodzi dostrzegł Pana, który znowu po niego przyszedł. Znowu chciał go zabrać ze sobą. Dał mu kolejną szansę.

Wtedy, na Golgocie, stchórzył. Uciekł od Mistrza i wrócił do łodzi. Ale już nigdy więcej tego nie uczyni. Nie wróci do starego życia, bo ono już nie może wystarczyć. Zrozumiał to. Nie odejdzie od Pana, nawet gdyby i jego mieli ukrzyżować. Nie powtórzy tego błędu.