wtorek, 31 maja 2011

Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny!

    Maryja wybrała się do krewnej swojej, Elżbiety. Poszła z pośpiechem, choć Elżbieta mieszkała w górach. Pobiegła, choć było daleko, a ona była w ciąży. A kiedy już dotarła na miejsce, wyśpiewała tę przepiękną pieśń, którą Kościół teraz wyśpiewuje Bogu każdego wieczoru…

Wielbi dusza moja Pana, raduje się duch mój w moim Bogu
Gdyż wielkie rzeczy mi uczynił, święte jest Imię Jego!

    Rozśpiewało się pełne radości serce Maryi, opowiedziało o cudach, których doświadczyło.
Rozśpiewało się u Elżbiety. Nie wobec anioła, który zwiastował tę piękną tajemnicę. Nie na modlitwie, nie w Świątyni. Nie w samotności, lecz u Elżbiety, krewnej i kochanej przyjaciółki.
    Cuda się zdarzają. Małe czy wielkie – to bez znaczenia. W niejednym pewnie sercu drzemie ukryta pieśń radości, taki mały Magnificat. Byle by tylko było przed kim ją wyśpiewać… Niech Bóg - prócz cudów - da też Elżbietę, serce wiernego przyjaciela. By było gdzie pobiec, by było przed kim serce otworzyć, by cud mógł się dopełnić szczęściem. Bez drugiego serca Magnificat nie zabrzmi…