niedziela, 26 czerwca 2011

Kto tak kocha, nie jest mnie godzien /13 Niedziela zwykła/

"Jezus powiedział do apostołów: Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je…"

Kto tak powiedział, Jezus? Ten Jezus? Ten sam, który powiedział przy innej okazji "będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego"? Jezus który przebaczył nierządnicy, który na swego ucznia powołał złodzieja, który jest miłością samą i zrozumieniem, mówi że kto kocha ojca, matkę lub własne dziecko, nie jest godzien być Jego uczniem? Nie jestem godzien za Nim iść, bo kocham rodziców, dzieci, swoje życie? Mam przestać kochać, by być Jego uczniem?

Tak, to Jezus powiedział. Bóg Miłości mówi, że moja miłość musi umrzeć. Bo jest moja. Ulepiona tak jak ja z prochu tej ziemi. Bo jest słaba i nędzna. Bo zamiast dawać szczęście, rani i rozczarowuje. Taka miłość musi umrzeć, bo to ostatnia kruszyna starego człowieczeństwa we mnie. Prawie całe już umarło, utopione w wodzie chrztu, tylko tej kruszynie umrzeć nie pozwalam. Boję się, bo to ostatnia iskra "mnie", jak zgaśnie – zmieni się wszystko. Ja się zmienię, będę kimś innym. Będę… Nim!

A wtedy miłość wróci – odmieniona i potężna. I będę kochał, lecz nie sercem ulepionym z prochu ziemi, które pęka tak łatwo jak gliniane naczynie. Będę kochał jak On, Jego miłością!


"Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie."

Musimy umrzeć, by zacząć żyć. I nie chodzi tu wcale o śmierć ciała, lecz o coś znacznie trudniejszego. Puścić to życie, którego przerażeni tak kurczowo się trzymamy. Odepchnąć się od niego mocno, jak ktoś kto uczy się pływać musi puścić wreszcie krawędź basenu, mocno się od niej odepchnąć i zaufać wodzie. Pozwolić, by go uniosła… I popłynąć nareszcie!