niedziela, 27 listopada 2011

Marana Tha

Był taki czas, kiedy ludzie mogli żyć. Kiedy mogli życiem się cieszyć, a nie rozpaczliwie chwytać jego kruszyny jak tonący hausty powietrza.
Był taki czas, kiedy ludzie wiedzieli co to szczęście. Szczęście prawdziwe, nie takie jak to nasze, co w niecierpliwych dłoniach człowieczych rozpada się w pył, pozostawiając po sobie tylko wspomnienie skażone rozczarowaniem.
Był czas, gdy ludzie naprawdę żyli, i naprawdę byli szczęśliwi. Lecz ten czas dawno już przeminął. Skończył się, gdy w życiu ludzi pojawił się grzech, gdy Adam i Ewa opuścili Eden by poszukać domu na ziemi suchej i spękanej. Na ziemi, której płacić trzeba kroplami potu, łez i krwi za to, by zechciała być domem.

Raj utracony…

Adam i Ewa po wygnaniu z Edenu żyli jeszcze jakiś czas, a właściwie próbowali żyć. I próbowali być szczęśliwi: mieli dzieci, uprawiali ziemię, co rano budzili się i co wieczór zasypiali zmęczeni. Próbowali… Aż wreszcie przestali. I umarli. Bo już dłużej nie mogli tego ciągnąć, i nie chcieli. Bo to nie było życie, nie naprawdę. Bez istoty, bez sensu, bez Źródła Życia to była tylko wegetacja. Nie można było dłużej udawać. Pamiętali życie prawdziwe, to w Edenie. Pamiętali Twarz Boga. I chyba tylko dzięki tym wspomnieniom Adam miał 930 lat gdy umierał. Ale dłużej już się tego ciągnąć nie dało.

"Grzeszyliśmy przeciw Tobie i byliśmy zbuntowani.
My wszyscy byliśmy skalani,
a wszystkie nasze dobre czyny
jak skrwawiona szmata.
My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście,
a nasze winy poniosły nas jak wicher.
Nikt nie wzywał Twojego imienia,
nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie.
Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami
i oddałeś nas w moc naszej winy."

Adam i Ewa umarli, bo nie potrafili już dłużej żyć. I nie chcieli.

W spadku pozostawili nam dwie rzeczy: śmierć i wspomnienie. I obu tych rzeczy doświadczasz, obie nosisz w sobie. Wspomnienie, to ta dziwna tęsknota, to pragnienie życia. To ten ogień w sercu który sprawia że marzysz, że szukasz, że wciąż od nowa wyciągasz swoją dłoń by pochwycić szczęście. A śmierć – gdy spoglądasz w tę dłoń i widzisz tam tylko proch i popiół. Chcesz być szczęśliwy, lecz chyba powoli zaczynasz rozumieć że tego czego naprawdę szukasz, znaleźć nie potrafisz, że tego tu zwyczajnie nie ma... I umierasz. Wszyscy umieramy. Ale przecież nie musi tak być!

"Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić
z dala od Twoich dróg?
Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił!"
Przyjdź Panie, bo bez Ciebie giniemy! Przyjdź, bo bez Ciebie nie da się żyć!

Tak wołamy, a Pan odpowiada – czuwajcie! Przyjdę niebawem!

Otwórz więc swoje oczy, obudź się! Nie przegap tej chwili, gdy On, twoje Życie, staje obok ciebie. Nie zmarnuj szansy.

Życie lub śmierć, wieczna tęsknota lub szczęście? Jeśli życie, jeśli szczęście – czuwaj, byś rozpoznał Twarz Boga.