wtorek, 29 marca 2011

Przez wzgląd na przyjaciela Twego, wysłuchaj Panie!

"Azariasz tak się modlił, a otwarłszy swe usta, mówił w środku ognia: Nie opuszczaj nas na zawsze - przez wzgląd na święte Twe imię nie zrywaj Twego przymierza. Nie odwracaj od nas swego miłosierdzia, przez wzgląd na Twego przyjaciela, Abrahama, sługę Twego, Izaaka, i Twego świętego – Izraela. Oto jesteśmy dziś poniżeni na całej ziemi z powodu naszych grzechów." Nie ma już nic, wszystko w ruinie… Wszystko się rozpadło i nie ma ratunku! Wybaw nas Panie!

Stał Azariasz pośród zgliszcz i płakał. Stał pośród ruin, i wznosił błagalnie ręce w stronę Nieba, żebrząc o litość i łaskę. To przez nasze grzechy, to przez naszą niewierność tak się stało, wołał. Nie miał pretensji do Boga. O nic. Wiedział czemu tak jest. Wielka była ich wina, wielki grzech… I wiedział coś jeszcze – że nie ma prawa prosić o łaskę. Że litość, po którą wyciągał ręce w stronę Nieba, w żaden sposób im się nie należy. Że te ręce wyciągnięte w stronę Nieba są brudne, splamione. Że ze wstydem powinien je schować. Ukryć się pośród ruin przed Bogiem, przed którym nie miał prawa stawać.
To był uczciwy i mądry człowiek. Opuścił więc swe brudne dłonie, nie pokazywał ich już dłużej Bogu. Pokornie upadł na ziemię, ukrył swą twarz w szarym pyle. Lecz wołał nadal, przez łzy wykrzykując – przypomnij sobie Panie! Nie o nas, nie o mnie, bo nie jesteśmy warci Twej pamięci! Panie, przypomnij sobie o Swoim przyjacielu! O Abrahamie! Przypomnij Sobie o Izaaku, o Izraelu! Oni nie byli tacy jak my, oni mieli czyste ręce. Oni byli Twymi przyjaciółmi! A my jesteśmy ich dziećmi, głupimi i złymi, lecz jednak ich dziećmi. Nie przez wzgląd na nas, lecz przez pamięć o waszej miłości, o waszej przyjaźni… Miej litość Panie! Pozwól, niech staną przed Tobą, niech za nas Cię proszą… Litości, Panie!

Stoję pośród ognia, pośród ruin… Stoję z brudnymi rękami, których nie śmiem podnieść w stronę Nieba. I pragnę prosić Go o litość i łaskę, lecz wiem, że prosić o to nie mam prawa. Więc proszę ciebie. Jak Azariasz, z twarzą ukrytą ze wstydu w prochu i pyle, zawołam "Panie, przez wzgląd na Twoich przyjaciół, proszę…" Oto tajemnica Kościoła! Modlitwa wstawiennicza, dar braterskiej miłości.

Nikt z nas nie ma prawa niczego od Niego żądać ani oczekiwać. Każdy z nas ma bowiem brudne ręce, które wstyd nam do Niego wyciągać. A jednak musimy prosić… Musimy wołać, bo zginiemy, bo nasze grzechy nas przygniotą. Módlmy się więc – ty i ja. Lecz nie za siebie. Ty pomódl się za mnie. Ja proszę za ciebie. Twoje i moje ręce są brudne. Twoja i moja twarz ukryta przed Nim ze wstydu. Nie jesteśmy godni przed Nim stawać by o cokolwiek prosić dla siebie, bo na nic nie zasłużyliśmy. Więc o nic dla siebie nie prośmy. Ja będę prosił za ciebie, a ty za mnie. Bo jedyne co mamy, to miłość braterska. Tylko ona może dać nam prawo by wołać w stronę nieba, by otworzyć przed Nim swoje usta bez wstydu.


 

PS:

    Jeszcze raz proszę cię o modlitwę. W mojej intencji, a może przede wszystkim w tych intencjach, które mam w sercu. Bo są takie sprawy, z którymi staję przed Bogiem i proszę. Są takie osoby, które mojej modlitwy bardzo potrzebują. A ja może wołam w stronę nieba zbyt cicho, może zbyt daleko mi jeszcze do tego by Pan spojrzał na mnie jak na Swego przyjaciela… Proszę, pomódl się razem ze mną w tych intencjach.