Gdybym mógł Go zobaczyć tak zwyczajnie, jak drugiego człowieka. Gdybym mógł stanąć przed Nim, zadać Mu kilka pytań – tak bezpośrednio, tak normalnie… Może wtedy życie byłoby lżejsze? Może byłbym bardziej pewien tego, jak mam żyć, co mam robić? Może wtedy łatwiej byłoby podejmować właściwe decyzje, unikać błędów? Może… A może byłoby mi wtedy jeszcze trudniej?
A może lepiej byłoby, gdybym Go nie znał? Gdybym wcale Go nie poznał?
"Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą."
Czasami zastanawiam się, jakby wyglądało moje życie, gdybym Go nie spotkał, gdybym Go nie poznał. Czasami myślę sobie, że jestem najżałośniejszym z ludzi. Patrzę na tych, którzy Go nie znają, którzy nigdy nie doświadczyli, jak dobrze jest Go kochać. Patrzę, jak dokonują swoich łatwych, egoistycznych wyborów. Wołając "carpe diem", zachłystują się swoimi żądzami. Żyją niegodziwie, lecz łatwo i przyjemnie, bez żadnej refleksji, bez wyrzutów sumienia.
A ja… Wiem co jest dobre i piękne. Spotkałem Go, poznałem, posmakowałem – lecz dziś dosięgnąć Go nie potrafię. Niebo jest dla słabego człowieka zbyt wysoko.
A i z grzechu już nie umiem czerpać przyjemności. Kiedy przypomnę sobie to ciepło Jego miłości w sercu, kiedy sumienie krzyczy, kiedy na swoim policzku jakbym czuł Jego oddech, Jego spojrzenie… Grzech, nawet najbardziej atrakcyjny, traci swój blask, pozostawia tylko obrzydzenie i żal.
Komu więcej dano, od tego więcej wymagać się będzie. Mi Pan dał bardzo wiele, pozwolił mi doświadczyć swojej bliskości, pozwolił mi posmakować prawdziwej miłości. Wszystko stało się trudniejsze. Znam Jego wolę, jeśli się odwrócę, otrzymam wielką chłostę – od siebie samego, od życia.
Niebo dla mnie zbyt wysoko, bo jestem tylko prochem tej ziemi. Grzech obrzydliwy, bo dotknąłem kiedyś czegoś naprawdę pięknego. Żałosny człowieczek…
Czy lepiej byłoby Go nie poznać, skoro to On tak wszystko skomplikował w moim życiu?
Nie, wolę, jak jest właśnie tak. Grzech stracił smak, a niebo dla mnie zbyt wysoko, ale przynajmniej mam marzenia. Mogę marzyć o tej piękniej miłości, której kiedyś dał mi posmakować. Mogę marzyć o tym pięknie, którego dał mi doświadczyć. Mogę tęsknić za tym, by spojrzeć kiedyś w te przepełnione miłością oczy Boga, przytulić się do Niego, być szczęsliwym i spełnionym…
Mam marzenia. I mogę powoli dorastać do swoich marzeń.