poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Miało być inaczej

    Spośród wielu Jezus wybrał sobie Dwunastu, tych których sam chciał. I nikt nie wie czemu akurat tych uczynił swoimi uczniami. Wybrał Szymona Piotra, prostego rybaka. Bardzo prostego – powiem szczerze. Wybrał zdrajcę Narodu i złodzieja Mateusza. Wybrał cokolwiek dziecinnego i niedojrzałego Jana, oraz kilku innych. Wybrał także i mnie. Nie potrafię dziś powiedzieć czemu to zrobił, ale tak właśnie uczynił – spojrzał na mnie, i powiedział "pójdź za mną". A ja poszedłem.

    Trzy lata z nimi wędrowałem. Patrzyłem i słuchałem, pełen podziwu dla Jego dzieł i słów. On nie był jak nasi uczeni w Piśmie, Jego słowo miało moc. Nie metaforycznie, jak uwodzące serca ludu słowa propagandy sianej przez faryzeuszów, saduceuszów czy kapłanów. To była prawdziwa moc – powiedział i się działo. Kiedyś powiedział martwej dziewczynce "wstań", a ona go posłuchała. Odzyskała życie i wstała! A Jego czyny! Potrafił kilkoma chlebami nakarmić tłumy, wodę przemienić w przednie wino, gestem uciszyć burzę… On mógł wszystko, wszystko! A ja to widziałem, oglądałem własnymi oczyma jak uzdrawiał chorych i zamykał usta wielkim tego świata. I wiedziałem, byłem pewien, że On nie był jak ci, którzy przed nim przyszli. Którzy sami siebie nazywali mesjaszami, lub przez tłumy byli tak nazywani. Tamci potrafili tylko pięknie mówić, nic więcej. Dawali nam zwodniczą nadzieję, której nie mogli przecież spełnić. Jezus mógł, wiem o tym dobrze. On mógł zmienić bieg historii, mógł nas uratować.

    Tyle tylko że nie chciał. Kiedy robiło się o Nim głośno, gdy ludzie wybiegali przed mury miasta na wieść o Jego przybyciu, gdy skandowali Jego Imię, On uciekał, chował się… Nie potrafiłem tego zrozumieć. Bał się? Z Jego mocą? Czekał na coś? Jak długo można czekać!

    Nadszedł wreszcie dzień wyjątkowy. Dzień, na który czekałem całe swoje życie. Szliśmy z Jezusem do Jerozolimy na święto Paschy. Gdy zbliżaliśmy się do miasta, już z daleka usłyszałem wiwatujący na cześć Jezusa tłum. "Hosanna Synowi Dawida" – wołali, rzucając Mu pod nogi swe płaszcze i palmowe gałązki. Jako swego króla Go witali! Wielbili Go, kochali. Uznali w Nim mesjasza i władcę. Wystarczyło jedno słowo, jeden gest, a natychmiast posadzili by Go na tronie. I spełniłby się sny moje i mojego Narodu. Mówiłem Mu, prosiłem… Pokazywałem te twarze pełne nadziei na lepsze jutro. Ale On nie słuchał. Uciekł, jak zawsze.

    Jeśli On nie chciał, ja musiałem coś zrobić. Nie słuchał tego co mówiłem, więc postanowiłem działać. Musiałem pomóc moim braciom, mojemu Narodowi, rozumiesz mnie? Ja ich kochałem! Nie mogłem pozwolić… Jezus miał Moc! Nie mógł się dłużej chować, nie mógł dłużej pozwalać, by to wszystko się działo, by mój lud cierpiał niewolę i udrękę. Rozumiesz?
Poszedłem do kapłanów. Nie było innego wyjścia. Mówią że Go sprzedałem za kilka srebrników. To nieprawda. Nie zależało mi na tych pieniądzach. Mówią że wydałem Go żołnierzom. Tak, ale przecież gdyby chcieli, i tak by Go znaleźli. Wszyscy znali Jego twarz. Mówią że zdradziłem – nie bardziej niż pozostali. Kiedy przyszło co do czego, przecież wszyscy Go zostawili. Nikt nie rozumie, że ja tylko chciałem Mu pomóc. Jemu, i mojemu Narodowi. Chciałem Go zmusić, by zaczął działać. Chciałem postawić Go w takiej sytuacji, by musiał nareszcie coś zrobić! Ale On nic nie zrobił…

Ja, Judasz Iskariota, chciałem dobrze. Chciałem pokazać Bogu, jak uratować tych, których kochałem. Chciałem Go zmusić, by uczynił tak jak należy uczynić.

Teraz widzę, że mi się nie udało. Polała się Krew mojego Boga, i krew moich braci. Wszystko popsułem.

Ja, Syn Zatracenia, przecież chciałem dobrze…


 

PS:
Kiedy pisałem ten tekst, przypomniały mi się słowa pewnego hip-hopowego utworu sprzed lat…
Nieco go sparafrazuję:
To nie ja jestem Bogiem, uświadom to sobie
Słyszę słowa od których włos jeży się na głowie

Tak, czasami trudno pogodzić się z faktem że to On jest Bogiem i źródłem życia, nie ja.

1 komentarz:

  1. Wow.

    < po czym nastała cisza >
    < ciężkie westchnienie >
    < kolejne 'wow' >

    Zaskoczona z zaskoczenia...
    Dobry tekst, naprawdę dobry.
    Nie to, żeby inne dobre nie były ale ten...
    Wow i tyle w temacie ;)


    Pozdrawiam serdecznie,

    Ania.

    OdpowiedzUsuń